Na nasze treningi zapraszałem cię milion razy i nie tylko ja. Szczerze mówiąc naprawdę nie wiem, po co wymyślałaś tyle zwinnych wymówek, wiedząc, że i tak wreszcie cię zaciągnę - choćby siłą. Owszem, nie byłaś szczególnym kibicem Arsenalu, czy jakiegokolwiek innego klubu. Może to dlatego, iż uświadamiałaś sobie, że po rehabilitacji piłka nożna znów zajmie pierwsze miejsce, zostawiając nam zwężony czas na spędzanie wspólnych chwil. A przecież tak nie lubiłaś, gdy musiałem powiedzieć przepraszam, dziś nie dam rady albo przysłać smsa otwórz sobie i poczekaj na mnie, spóźnię się. I czekałaś godzinę, dwie, do nocy. Siedziałaś z założonymi rękoma, oświetlona jedynie przez telewizor. Nie musiałaś nic robić abym widział twoje niezadowolenie. Nie trwało ono długo, bo całowałem cię w czoło oraz przynosiłem ulubione lody, a poza tym i tak nigdy nie potrafiłaś się wielce gniewać. Widzisz? To przez te dołeczki. Może naprawdę, tak jak mówiłaś, to przez nie jestem sympatyczny, co? Bywało, że nie wytrzymywałaś i zasypiałaś. Wtedy też muskałem twoją głowę, nakrywałem kocem, pozwalając obudzić się rano na kanapie. Wspominałaś, że boisz się, iż o tobie kiedyś zapomnę, choć starałaś się nigdy nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Najzwyczajniej w świecie obawiałaś się końca naszej przyjaźni, nie mając ku temu żadnych konkretnych powodów. One pojawiły się trochę później.
*sms* od Jackie: Chciałbym żebyś teraz leżała nago w moim łóżku.
*sms* od Jas: Wiem, że miewasz dziwne fantazje ale... Jack?!
*sms* od Jackie: Kurwa, to znaczy "cześć, co słychać?". Pieprzony T9.
Pewnie właśnie wróciłaś do domu, uciekając przed ulicznym zgiełkiem, ale gdy tylko znalazłaś się w swoich czterech ścianach, znów poczułaś, że chcesz wyjść. Z każdym dniem było ci coraz trudniej zachować dobre samopoczucie: nigdzie nie czułaś się dobrze. W jednej sekundzie chciało ci się płakać, w jednej chciało ci się zabijać, w jednej chciało ci się umrzeć. Rozważałaś bieganie, ale nie było gdzie biegać, więc wyszłaś szybkim krokiem, pocierałaś ciało i było ci zimno. Nienawidziłaś angielskiej pogody. Powoli szła jesień, więc robiło się psychicznie trudno. Rok temu, o tej porze pewnie też było chujowo. Przyszłaś do mnie bez jakiejkolwiek zapowiedzi, zdecydowanie zła oraz rozdrażniona. Nie widzieliśmy się już trochę długo. Ręce ci się trzęsły, deszcz rozmazał makijaż i potargał włosy. Albo wcześniej płakałaś. W każdym bądź razie musiało coś się stać, gdyż jeśli chodzi o wiadomości, to nie raz wysyłaliśmy jeszcze bardziej kretyńskie i nikt nie miał z tym problemów. Nieważne, że tym razem po prostu pomyliłem numery.
- Zadzwoń do mnie od czasu do czasu, zanim pojawisz się na wycieraczce. Może przynajmniej zdążyłbym się ubrać, a nie witać cię w samych slipkach? - zażartowałem, lecz po chwili utwierdziłem się w przekonaniu, iż nie jest to twój najszczęśliwszy dzień. Albo masz okres. Albo inne babskie problemy. Posłałaś mi ostre spojrzenie. - Wszystko ok? - wpuściłem cię do środka, pytając retorycznie.
- Kurewsko daleko od ok - mruknęłaś chłodno.
- Rozumiem, rozumiem. Coś się trochę pojebało, tak? Ale może zrobię herbaty? Herbata dobra rzecz - stwierdziłem udając się do kuchni. Nie chciałem naciskać. Będziesz chciała, sama mi opowiesz. Za to przy ciepłym napoju z pewnością rozmawia się swobodniej. Gdy zachwiałaś się przy stole, obdarzyłem cię podejrzliwym spojrzeniem. - Jas, jesteś pijana? - zapytałem, na co pokręciłaś przecząco głową. - Ile widzisz palców? - wyciągnąłem rękę przed twój nos, którą zaraz od siebie odsunęłaś. Na dnie torebki znalazłaś papierosa, szukając też zagorzale zapalniczki. Kiedy umieściłaś go między wargami, a w powietrzu zaczął unosić się gorzki zapach dymu, nawet nie protestowałem. Zamieniasz się w kompletną sukę, kiedy masz zły humor i ktoś cię denerwuje. Bałbym się, że rzucisz we mnie wazonem albo oblejesz wrzątkiem. Gdybyś kopnęła mnie z całej siły w dopiero co wyleczoną kostkę, także nie wywarłoby to na mnie większego wrażenia. To wszystko co masz, kiedy życie się chrzani, zapalić i się nie odzywać, dym zakrywa całe to gówno. Mówisz, że tylko dzięki niemu jeszcze nie zwariowałaś, papierosy utrzymują cię przy życiu, aż do śmierci. Dziwne.
- Obojętnie - wzruszyłaś ramionami, odbierając gorący kubek. Nic nie mówiłaś, więc trwaliśmy w ciszy. Z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej złowroga.
- Nie musimy nic do siebie mówić, ale moglibyśmy chociaż przyjemniej pomilczeć - stwierdziłem, nadal przyglądając się twojej twarzy.
- Och, Wilshere - westchnęłaś zirytowana. Zirytowana zawsze mówiłaś do mnie po nazwisku. I gestykulowałaś rękoma niczym rodowita Włoszka. - Po prostu najzwyczajniej wkurwia mnie fakt, że ludzie, którzy są dla mnie ważni, z czasem traktują mnie jak powietrze. A później ni stąd, ni zowąd pytają się czemu jestem w złym nastroju, bądź nie mam ochoty z nimi gadać - uśmiechnęłaś się sztucznie, a ja byłem już pewny, że chodzi o mnie. W myślach przeklinałem Szczęsnego, który był jednym z największych plotkarzy w klubie. Poznaliście się już jakiś czas temu na imprezie i dogadywaliście się dosyć dobrze, może ze względu na wspólne pochodzenie z Polski. Naprawdę nie musiał mnie wyręczać w informowaniu znajomych o niektórych rzeczach. Zwłaszcza tych dość prywatnych. Kretyn.
- Miałem ci powiedzieć - odparłem, co było dosyć marnym wytłumaczeniem, lecz prawdziwym. Chyba bałem się twojej reakcji.
- Kiedy? Jak zobaczę wasze zdjęcia na jakiejś stronie internetowej? Dzwoniłam do ciebie dwadzieścia jeden razy, Jack! - zapytałaś z wyrzutem, które wywarło u mnie uczucie, jakbym naprawdę cię zdradził. Mógłbym przysiąc, iż czułaś się podobnie. Tu wcale nie chodziło o to, że sobie kogoś znalazłem. Miałaś pretensje, bo nic o tym nie wiedziałaś, a ja wcale nie byłem skory do rozmowy na owy temat. To trochę śmieszne i nieprawdopodobne - zwykłe słowa nie chciały przejść mi przez gardło, jakbyśmy co najmniej rzeczywiście byli parą. - Smuci mnie to, że dla innych mogę zrobić wszystko, a gdy potrzebuję kogoś chociażby, żeby wspólnie wypić herbatę wieczorem i zapalić papierosa, to nikogo dla mnie nie ma... - dodałaś. Właśnie. Nie lubię widzieć dna kubka, bo to oznacza, iż trzeba ruszyć tyłek, by nastawić wodę. Piliśmy drugą herbatę, która zaczynała się kończyć. Tobie smakowała jak pożegnalna.
- Przecież właśnie to robisz.
- Bo do ciebie przyszłam?! Nawet nie raczyłbyś się odezwać i spytać jak leci - znów spiorunowałaś mnie wzrokiem. Wyciągnąłem więc telefon, wybierając numer, a ty uniosłaś zdziwiona brwi. Zaraz rozległ się dźwięk Muse - Panic Station, dzwonek twojej komórki. Wywróciłaś oczami, naciskając zieloną słuchawkę.
- Cześć, jak się trzymasz? - zapytałem, choć siedzieliśmy od siebie dosłownie dwa metry.
- Dobrze. Chyba nie spodziewasz się innej odpowiedzi - odpowiedziałaś z udawaną słodyczą w głosie.
- Czasami bywasz szczera... - nie zdążyłem dokończyć zdania, a już usłyszałem znajome pikanie w telefonie i twoje oschłe spierdalaj. Wówczas wstałaś jeszcze bardziej rozgniewana, ruszając w stronę wyjścia. Ale ile razy obracamy się na pięcie udając, że jesteśmy źli, z nadzieją, że złapią nas za rękę? To dokładnie nasza przyjaźń. Kiedy na spierdalaj idę dalej za tobą bo wiem, że masz problem oraz lubisz robić aferę. Przytuliłem cię od tyłu, choć na początku wcale na to nie pozwalałaś. Jesteś straszną panikarą i histeryczką, wiesz? Nie odwróciłaś się. Nadal nie byłaś w stanie na mnie spojrzeć. Gdybyś to zrobiła, mogłabyś mnie znowu spoliczkować. Albo się rozpłakać. Albo pocałować. Nie wiedząc, co jest słuszne, co jest błędem, a co szaleństwem. Przecież byłaś zdolna do wszystkiego.
- Ej, uspokój się. Masz zły dzień, trochę namieszałem, ale naprawdę nie musisz trzaskać drzwiami, czy coś w tym stylu.
- Mam zły dzień od paru dni - wymamrotałaś, obracając się wreszcie w moją stronę. Twoje usta przylegały do mojej klatki piersiowej, dlatego trudno było ci mówić. Odgarnąłem przynajmniej zasłaniające cię włosy, by móc cokolwiek zrozumieć. - Teraz psujesz mi wszystkie ulubione miejsca, bo kiedy cię nie ma, na piwie ze znajomymi... Kiedy cię nie ma, nudzę się. Pogoda jest ładna, ptaki śpiewają, wino smakuje... Ale nie ma zabawy.
- Przecież to nie koniec świata, Jas. Po prostu dwadzieścia cztery godziny to trochę za mało - westchnąłem, nadal nie wypuszczając cię z objęć. - I nie bądź taką egoistką - zaśmiałem się. Ty jak zwykle nadal byłaś markotna, trochę smutna, trochę oczy się szkliły, a mimo wszystko ciągle ładna.
- Odwiedzisz mnie czasem, tak bez zobowiązań i świadomości, że za godzinę umówiłeś się z nią na randkę? - zapytałaś cicho, licząc na pozytywną odpowiedź. Znów mogłaś usłyszeć mój śmiech.
- Ta wrażliwość kiedyś cię zabije, dziewczyno. Weź się ogarnij, mała. O życiu póki co wiemy tyle, co i nic. Będzie gorzej, zobaczysz. Przecież nic się nie kończy, niewiele się zmienia - pokręciłem głową, obiecując po raz setny, że nie dam ci o sobie tak łatwo zapomnieć. Czasem nasz ból przybiera wymiary Mount Everestu. Wtedy możemy powiedzieć, że rzeczywiście jedynym co podtrzymuje nas przy życiu jest te dwadzieścia parę procent tlenu w powietrzu. Chyba zdarzało się ci to dość często, skoro rzeczywiście byłaś przekonana, że jakakolwiek osoba trzecia będzie w stanie zniszczyć naszą znajomość. No błagam. Wiem, lubisz mnie naprawdę, skoro piekielnie boisz się o mnie, kiedy niepokój nie pozwala ci oddychać, strach zatyka arterie i odbiera rozum.
- Czyli tak?
- Oczywiście. Tak mi się wydawało, jakby obietnica jesteśmy przyjaciółmi mówiła razem mimo wszystko i wszystkim i patrzcie na nas jak tylko chcecie, my mamy coś ponad was, bo mamy siebie. To, że ją kocham niczego nie zmienia, Jas. Jakby zabroniłaby mi z tobą rozmawiać, to wyleciałaby z mojego życia jako pierwsza. Z resztą dobrze o tym wiesz. Ej, przestań. Stop. Nie płacz. Słyszysz? - uniosłem twoją twarz lekko do góry, by móc zobaczyć te kocie, zapłakane oczy. Rzadko płakałaś, bo na ogół, myślę, że robiłaś to po kryjomu w towarzystwie poduszki. Jeśli w ogóle.
- Traktuj mnie jak chcesz, ale postaraj się nie zapomnieć.
*sms* od Jackie: Chciałbym żebyś teraz leżała nago w moim łóżku.
*sms* od Jas: Wiem, że miewasz dziwne fantazje ale... Jack?!
*sms* od Jackie: Kurwa, to znaczy "cześć, co słychać?". Pieprzony T9.
Pewnie właśnie wróciłaś do domu, uciekając przed ulicznym zgiełkiem, ale gdy tylko znalazłaś się w swoich czterech ścianach, znów poczułaś, że chcesz wyjść. Z każdym dniem było ci coraz trudniej zachować dobre samopoczucie: nigdzie nie czułaś się dobrze. W jednej sekundzie chciało ci się płakać, w jednej chciało ci się zabijać, w jednej chciało ci się umrzeć. Rozważałaś bieganie, ale nie było gdzie biegać, więc wyszłaś szybkim krokiem, pocierałaś ciało i było ci zimno. Nienawidziłaś angielskiej pogody. Powoli szła jesień, więc robiło się psychicznie trudno. Rok temu, o tej porze pewnie też było chujowo. Przyszłaś do mnie bez jakiejkolwiek zapowiedzi, zdecydowanie zła oraz rozdrażniona. Nie widzieliśmy się już trochę długo. Ręce ci się trzęsły, deszcz rozmazał makijaż i potargał włosy. Albo wcześniej płakałaś. W każdym bądź razie musiało coś się stać, gdyż jeśli chodzi o wiadomości, to nie raz wysyłaliśmy jeszcze bardziej kretyńskie i nikt nie miał z tym problemów. Nieważne, że tym razem po prostu pomyliłem numery.
- Zadzwoń do mnie od czasu do czasu, zanim pojawisz się na wycieraczce. Może przynajmniej zdążyłbym się ubrać, a nie witać cię w samych slipkach? - zażartowałem, lecz po chwili utwierdziłem się w przekonaniu, iż nie jest to twój najszczęśliwszy dzień. Albo masz okres. Albo inne babskie problemy. Posłałaś mi ostre spojrzenie. - Wszystko ok? - wpuściłem cię do środka, pytając retorycznie.
- Kurewsko daleko od ok - mruknęłaś chłodno.
- Rozumiem, rozumiem. Coś się trochę pojebało, tak? Ale może zrobię herbaty? Herbata dobra rzecz - stwierdziłem udając się do kuchni. Nie chciałem naciskać. Będziesz chciała, sama mi opowiesz. Za to przy ciepłym napoju z pewnością rozmawia się swobodniej. Gdy zachwiałaś się przy stole, obdarzyłem cię podejrzliwym spojrzeniem. - Jas, jesteś pijana? - zapytałem, na co pokręciłaś przecząco głową. - Ile widzisz palców? - wyciągnąłem rękę przed twój nos, którą zaraz od siebie odsunęłaś. Na dnie torebki znalazłaś papierosa, szukając też zagorzale zapalniczki. Kiedy umieściłaś go między wargami, a w powietrzu zaczął unosić się gorzki zapach dymu, nawet nie protestowałem. Zamieniasz się w kompletną sukę, kiedy masz zły humor i ktoś cię denerwuje. Bałbym się, że rzucisz we mnie wazonem albo oblejesz wrzątkiem. Gdybyś kopnęła mnie z całej siły w dopiero co wyleczoną kostkę, także nie wywarłoby to na mnie większego wrażenia. To wszystko co masz, kiedy życie się chrzani, zapalić i się nie odzywać, dym zakrywa całe to gówno. Mówisz, że tylko dzięki niemu jeszcze nie zwariowałaś, papierosy utrzymują cię przy życiu, aż do śmierci. Dziwne.
- Obojętnie - wzruszyłaś ramionami, odbierając gorący kubek. Nic nie mówiłaś, więc trwaliśmy w ciszy. Z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej złowroga.
- Nie musimy nic do siebie mówić, ale moglibyśmy chociaż przyjemniej pomilczeć - stwierdziłem, nadal przyglądając się twojej twarzy.
- Och, Wilshere - westchnęłaś zirytowana. Zirytowana zawsze mówiłaś do mnie po nazwisku. I gestykulowałaś rękoma niczym rodowita Włoszka. - Po prostu najzwyczajniej wkurwia mnie fakt, że ludzie, którzy są dla mnie ważni, z czasem traktują mnie jak powietrze. A później ni stąd, ni zowąd pytają się czemu jestem w złym nastroju, bądź nie mam ochoty z nimi gadać - uśmiechnęłaś się sztucznie, a ja byłem już pewny, że chodzi o mnie. W myślach przeklinałem Szczęsnego, który był jednym z największych plotkarzy w klubie. Poznaliście się już jakiś czas temu na imprezie i dogadywaliście się dosyć dobrze, może ze względu na wspólne pochodzenie z Polski. Naprawdę nie musiał mnie wyręczać w informowaniu znajomych o niektórych rzeczach. Zwłaszcza tych dość prywatnych. Kretyn.
- Miałem ci powiedzieć - odparłem, co było dosyć marnym wytłumaczeniem, lecz prawdziwym. Chyba bałem się twojej reakcji.
- Kiedy? Jak zobaczę wasze zdjęcia na jakiejś stronie internetowej? Dzwoniłam do ciebie dwadzieścia jeden razy, Jack! - zapytałaś z wyrzutem, które wywarło u mnie uczucie, jakbym naprawdę cię zdradził. Mógłbym przysiąc, iż czułaś się podobnie. Tu wcale nie chodziło o to, że sobie kogoś znalazłem. Miałaś pretensje, bo nic o tym nie wiedziałaś, a ja wcale nie byłem skory do rozmowy na owy temat. To trochę śmieszne i nieprawdopodobne - zwykłe słowa nie chciały przejść mi przez gardło, jakbyśmy co najmniej rzeczywiście byli parą. - Smuci mnie to, że dla innych mogę zrobić wszystko, a gdy potrzebuję kogoś chociażby, żeby wspólnie wypić herbatę wieczorem i zapalić papierosa, to nikogo dla mnie nie ma... - dodałaś. Właśnie. Nie lubię widzieć dna kubka, bo to oznacza, iż trzeba ruszyć tyłek, by nastawić wodę. Piliśmy drugą herbatę, która zaczynała się kończyć. Tobie smakowała jak pożegnalna.
- Przecież właśnie to robisz.
- Bo do ciebie przyszłam?! Nawet nie raczyłbyś się odezwać i spytać jak leci - znów spiorunowałaś mnie wzrokiem. Wyciągnąłem więc telefon, wybierając numer, a ty uniosłaś zdziwiona brwi. Zaraz rozległ się dźwięk Muse - Panic Station, dzwonek twojej komórki. Wywróciłaś oczami, naciskając zieloną słuchawkę.
- Cześć, jak się trzymasz? - zapytałem, choć siedzieliśmy od siebie dosłownie dwa metry.
- Dobrze. Chyba nie spodziewasz się innej odpowiedzi - odpowiedziałaś z udawaną słodyczą w głosie.
- Czasami bywasz szczera... - nie zdążyłem dokończyć zdania, a już usłyszałem znajome pikanie w telefonie i twoje oschłe spierdalaj. Wówczas wstałaś jeszcze bardziej rozgniewana, ruszając w stronę wyjścia. Ale ile razy obracamy się na pięcie udając, że jesteśmy źli, z nadzieją, że złapią nas za rękę? To dokładnie nasza przyjaźń. Kiedy na spierdalaj idę dalej za tobą bo wiem, że masz problem oraz lubisz robić aferę. Przytuliłem cię od tyłu, choć na początku wcale na to nie pozwalałaś. Jesteś straszną panikarą i histeryczką, wiesz? Nie odwróciłaś się. Nadal nie byłaś w stanie na mnie spojrzeć. Gdybyś to zrobiła, mogłabyś mnie znowu spoliczkować. Albo się rozpłakać. Albo pocałować. Nie wiedząc, co jest słuszne, co jest błędem, a co szaleństwem. Przecież byłaś zdolna do wszystkiego.
- Ej, uspokój się. Masz zły dzień, trochę namieszałem, ale naprawdę nie musisz trzaskać drzwiami, czy coś w tym stylu.
- Mam zły dzień od paru dni - wymamrotałaś, obracając się wreszcie w moją stronę. Twoje usta przylegały do mojej klatki piersiowej, dlatego trudno było ci mówić. Odgarnąłem przynajmniej zasłaniające cię włosy, by móc cokolwiek zrozumieć. - Teraz psujesz mi wszystkie ulubione miejsca, bo kiedy cię nie ma, na piwie ze znajomymi... Kiedy cię nie ma, nudzę się. Pogoda jest ładna, ptaki śpiewają, wino smakuje... Ale nie ma zabawy.
- Przecież to nie koniec świata, Jas. Po prostu dwadzieścia cztery godziny to trochę za mało - westchnąłem, nadal nie wypuszczając cię z objęć. - I nie bądź taką egoistką - zaśmiałem się. Ty jak zwykle nadal byłaś markotna, trochę smutna, trochę oczy się szkliły, a mimo wszystko ciągle ładna.
- Odwiedzisz mnie czasem, tak bez zobowiązań i świadomości, że za godzinę umówiłeś się z nią na randkę? - zapytałaś cicho, licząc na pozytywną odpowiedź. Znów mogłaś usłyszeć mój śmiech.
- Ta wrażliwość kiedyś cię zabije, dziewczyno. Weź się ogarnij, mała. O życiu póki co wiemy tyle, co i nic. Będzie gorzej, zobaczysz. Przecież nic się nie kończy, niewiele się zmienia - pokręciłem głową, obiecując po raz setny, że nie dam ci o sobie tak łatwo zapomnieć. Czasem nasz ból przybiera wymiary Mount Everestu. Wtedy możemy powiedzieć, że rzeczywiście jedynym co podtrzymuje nas przy życiu jest te dwadzieścia parę procent tlenu w powietrzu. Chyba zdarzało się ci to dość często, skoro rzeczywiście byłaś przekonana, że jakakolwiek osoba trzecia będzie w stanie zniszczyć naszą znajomość. No błagam. Wiem, lubisz mnie naprawdę, skoro piekielnie boisz się o mnie, kiedy niepokój nie pozwala ci oddychać, strach zatyka arterie i odbiera rozum.
- Czyli tak?
- Oczywiście. Tak mi się wydawało, jakby obietnica jesteśmy przyjaciółmi mówiła razem mimo wszystko i wszystkim i patrzcie na nas jak tylko chcecie, my mamy coś ponad was, bo mamy siebie. To, że ją kocham niczego nie zmienia, Jas. Jakby zabroniłaby mi z tobą rozmawiać, to wyleciałaby z mojego życia jako pierwsza. Z resztą dobrze o tym wiesz. Ej, przestań. Stop. Nie płacz. Słyszysz? - uniosłem twoją twarz lekko do góry, by móc zobaczyć te kocie, zapłakane oczy. Rzadko płakałaś, bo na ogół, myślę, że robiłaś to po kryjomu w towarzystwie poduszki. Jeśli w ogóle.
- Traktuj mnie jak chcesz, ale postaraj się nie zapomnieć.
- Więc nie masz nic przeciwko temu, żeby tratować cię jak chomika? - zażartowałem, muskając lekko w skroń. Wytarłaś mokre policzki, wtuliłaś się we mnie, a gdy zamknąłem oczy, pomyślałem, że to całkiem przyjemne. I wiem, że to co jest między nami do tej pory, mogę nazwać prawdziwą przyjaźnią, taką która uszlachetnia i jest najważniejsza i niezbędna. Ciągle pamiętam dzwonienie domofonem w środku nocy do mieszkań bogu ducha winnych ludzi i przedstawianie się jako Spongebob, przesyłki kurierskie, proszę otworzyć. Nic nie sprawiało mi tyle zabawy. Jesteś ujmującą osobą, jeśli tylko ktoś zdoła się przebić przez siedemnaście warstw twojego cynizmu.
- Dobra, powiedzmy, że mi przeszło - uniosłaś delikatnie kąciki ust ku górze.
- Hej, Jas...
- Hm? - popatrzyłaś pytająo.
- Bo się jakoś tak dziwnie smutno zrobiło. Więc teraz zgasimy światło i do rana nie będziemy mieć żadnych zmartwień, a rano, jeżeli nam się zechce, postaramy się o nowe. Potem jak zwykle zrobisz nam rano kanapki i pobrudzisz się dżemem i będzie normalnie. Dobrze?
- A twoja nowa miłość? Nie przychodzi do ciebie na noc? - spytałaś niepewna pomysłu.
- Walić to. Ona nie umie grać w Fifę - wzruszyłem ramionami, rozbawiony. Skoro nie widzieliśmy się dobrze ponad tydzień, to przecież jeden wieczór możemy spędzić razem.
- Jesteśmy pojebani. To pewne - roześmiałaś się, wreszcie w stu procentach szczerze.
Autorka: Rozdział jak rozdział, ale uprzedzę wasze pytania - Wojtek nie odegra tu żadnej większej roli. Tym razem panu dziękuję i jedynie czekam, aż stanie między słupkami na meczu z Manchesterem United. Może tym razem nie wpuści aż ośmiu szmat? :)
Ja nawet nie zamierzałam pytać, nie lubię go :P
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny- jak zawsze!
Pozdrawiam
Zacznijmy od tego, że to zdecydowanie nie jest "rozdział jak rozdział" tylko cudowny rozdział. Uwielbiam tego narratora, które tutaj wprowadziłaś dzięki niemu nawet mimo, że bohaterka ma na imię Jas można czuć się jakby Jack Wilshere mówił właśnie do Ciebie. :D
OdpowiedzUsuńTo dość przykre, że przychodzi nowa miłość a najlepszy przyjaciel nie wspomni o tym ani słowem, ale próbując znaleźć dla niego usprawiedliwienie może zwyczajnie nie chciał zapeszać? Jas powinna nieco bardziej uwierzyc w pryzjaźń z Jackiem, bo niestety ta jej wiara jest znikoma i stąd ta obawa, że zostawi ją, zapomni....
Oboje siebie potrzebują to widać. :) Pisz kolejny czekam.
Pozdrawiam i weny:*
P.S. na gorzki-smak.blogspot.com również dodałam nowość dzisiaj
Jejku nie wiem co mogę napisać, to jest genialne, naprawdę mogę czytać to i czytać i czytać i mi się nie znudzi.
OdpowiedzUsuńGdybyś mogła, raz nie sprawiało by to kłopotu, mogę być informowana o nowych rozdziałach? :)
Oraz zapraszam do mnie, gdyby ci się czasami nudziło i chciałabyś poczytać jakieś durne wypociny 14-latki http://i-know-you-care.blogspot.com/
haha, rozwalił mnie twój komentarz ' mam nadzieję, że tym razem nie wpuści aż ośmiu szmat' xDD
OdpowiedzUsuńOdcinek boski i będę to powtarzać co odcinek. Naprawdę świetny! czytam to i czytam i mam ochotę czytać dalej a tu, koniec?
pisz szybko bo ja tu czekam, a ja do cierpliwych nie należę :**
Jaram się, jaram się, jaram się. Ot tak, bo jest świetne.
OdpowiedzUsuńVE.
Nowy na breakthrouugh.blogspot.com - zapraszam
OdpowiedzUsuńGenialne! Ona jest idealna. Ciekawe kto i co zrobi, żeby to zniszczyć.
OdpowiedzUsuńPieprzony T9 :)
Jeśli masz ochotę, we wtorek kończę untouchable-people ;)
kocham to, pieprzony T9. *.*
OdpowiedzUsuńMW13, nowy. Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńNiesforny T9! Zakochałam się w tym opowiadaniu oraz w tym, jak przedstawiasz postać Jacka (chociaż nie jestem kibicką Arsenalu ;)). Mam nadzieję, że znowu zaczną spędzać ze sobą więcej czasu i nie będzie jej olewać na rzecz swojej nowej dziewczyny. Pozostaje mi czekać na nowy rozdział. :>
OdpowiedzUsuńPrzy okazji pojawił się 1 rozdział na i-bleed-it-out.blogspot.com, jeśli byłabyś zainteresowana to zapraszam. :)
Zapraszam na bloga http://so-suprising.blogspot.com/ Jest on oczywiście o Arsenalu, pisany z trzech różnych perspektyw, przez trzy różne autorki, trzema różnymi stylami. Pojawił się już prolog ! <3 Zapraszam ! <3
OdpowiedzUsuńco do Wojtka tez mam nadzieje ze nie wpuści 8, no chyba ze odrobimy 9 jak wczoraj nasza wielka wygrana :D
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy nowosć u ciebie?
P.S.2 Przyznam, że nie wiedzialam o tym, że nie jesteś fanką hiszpanskiej pilki. Tzn ja w zasadzie lubie tylko reprezentacyjna hiszpanska wiec mocno od ciebie nie odbiegam. A Cesc to Cesc, 'milosc' jeszcze z czasow Arsenalu. Nie mniej jesli mialabys ochote to na gorzki-smak.blogspot.com dodalam czwóreczkę:)
zapraszam na 16 odcinek! www.encrucijada-torres.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się kreowana przez Ciebie postać Wilshere. Wydaje się on być taką dość ciekawą i barwną postacią tego opowiadania. Z chęcią przeczytam kolejny rozdział, który mam nadzieję - już niedługo. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kolejne dzieło, a już jest hitem, jak ty to robisz? Nie jestem w stanie napisać nic więcej, jednak T9 całkowicie mnie rozwalił! Pisz, wszyscy czekają na kolejne słowa :*
OdpowiedzUsuńZapraszam na ostatni rozdział na www.bataille.bloog.pl
Nowy rozdział na ich-liebe-bvb, zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie widzę, że nas Natalie coś jednak łączy. Osobiście nie znoszę Barcy, a ogladam ją tylko dla Cesca.
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem, nie mogę wyjść z zachwytu! Cudowna narracja, bogate słownictwo i boskie dialogi, nigdy nie wierzyłam, że ktoś potrafi sklecić to w całość, a ty jesteś tego żywym przykładem! ;)W dodatku kreowane przez ciebie postacie mają swoje charaktery i przekazujesz ich cechy w pośredni sposób, wybornie ;)
OdpowiedzUsuńI czego chcieć więcej jak nie takiej fabuły, z takim wątkiem. Tak to niestety jest, miłość ponad przyjaźń to dość ryzykowne, a nawet bardzo, mimo wszystko końcówka i epickie stwierdzenia Jacka uradowało moje serce.
"Walić to. Ona nie umie grać w Fifę " <3
Przez chwilę poczułam się jak Jas ;)
Czekam na kolejny rozdział.
mylena. ;)
Pojawił się 2 rozdział na i-bleed-it-out.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na ich-liebe-bvb, zapraszam :)
UsuńJeszcze nigdy nie spotkałam się z taką narracją w opowiadaniu, co jest pierwszym plusem tego opowiadania!
OdpowiedzUsuńKolejnym plusem jest bogaty opis i idealnie dobrane słowa, a trzecim tematyka i bohaterowie bloga <3
Co do tych ośmiu szmat to też się nad tym zastanawiam. Mimo wszystko, wierzę, że nasi postarają się i nie zepsują tego, jak to było rok temu.
Dziękuję za komentarz u mnie na london-is-red <3
Będę tu zaglądać częściej!
Powiadamiaj mnie o kolejnych u mnie, pozdrawiam ;**
http://www.london-is-red.blogspot.com/ zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńnowa wymyślajka już jest, zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńwww.gunner-love.blogspot.com zapraszam na nowośc
OdpowiedzUsuńNowość na: http://equation-of-love.blogspot.com/. Zapraszam ^^.
OdpowiedzUsuń