Godzina trzecia w nocy to martwa godzina. Najczęściej rozmawiamy właśnie wtedy, bo jesteśmy zbyt zmęczeni by kłamać. O trzeciej w nocy jest zawsze za wcześnie lub za późno na cokolwiek, co zechcesz robić. Nikomu nie jest wtedy dobrze. Mówisz, że mam opanować złość, ale nie jest mi wszystko jedno. Dobijasz mnie swoimi słowami, uświadamiając, że wszystko staje się trudne, kiedy się chce posiadać różne rzeczy, nosić je ze sobą i mieć je na własność. Wcale nie chcę abyś gdziekolwiek wyjeżdżała.
- Uśmiechaj się, mój przyjacielu, szeroko się uśmiechaj, choćbyś nie wiadomo jak paskudnie czuł się w środku - cytujesz słowa swojego ulubionego pisarza, choć widzę jak w kącikach twoich oczu czają się łzy. Nawet tęczówki przybrały inny kolor. Wykrzywiasz usta w niemrawym uśmiechu. Nie chcę być sam. Nigdy nie chciałem być sam. Kurewsko tego nienawidzę. Dobrze o tym wiesz, jednak to nie ma znaczenia. O wszystkim informujesz mnie dzisiaj, bo później może już nie być okazji. Za dużo wiadomości jak na jeden wieczór. Kiedy spotkasz pewnego dnia kogoś, kto całkiem odmieni twoje życie, nie chcesz by zostawiał cię chociaż na miesiąc. Zwłaszcza jeśli odnowił twoją wiarę w ludzi, we własne siły, poczucie wewnętrznej mocy. Wyciągnął cię z tego bagna w którym zatapiałeś się od dłuższego już czasu i poprowadził nową drogą. Co ważniejsze - szedł zaraz obok ciebie. Wariuję, bo boję się, że nie wrócisz. Idiotyczne. Próbujesz odwrócić wzrok. Udać, że mnie nie widzisz, ale ja wiem, że chcesz by to wszystko było normalne jak wcześniej. Bo tych pięknych chwil, które spędziliśmy razem nie da się zapomnieć. Nie chcę iść spać, bo nie powiedziałaś mi o której masz samolot, więc do rana żyję w obawie, iż po cichu wymkniesz się z mojego domu. Wszystko wygląda jak tania tragedia, choć przecież nikt nie ucieka na drugi koniec świata. Ostatnio zbiegi okoliczności są żenująco popierdolone.
***
Wcześniej opowiadałaś o waszym wieczorze. Szczerze mówiąc nie spodziewałbym się tego po tobie, aczkolwiek w końcu sam nie jestem lepszy. To dla ciebie tylko przygoda. Żaden związek, żadnych zobowiązań. Wziął cię do restauracji niedaleko stadionu, która w niczym nie przypominała małej kawiarni. Wasze spotkanie przy kawie, zamieniło się w wykwintną kolację przy świecach. Był inny niż wszyscy faceci. Romantyk z chamskim spojrzeniem, choć mimo wszystko wyglądał niewinnie. Na widok jego uśmiechu każdej pannie poprawiał się humor. Kapitan zawsze będzie w centrum uwagi, zwłaszcza jeśli to przystojny kapitan. Dla ciebie niekoniecznie liczył się zawód. Kiedy się poznaliśmy, trudno było ci przebrnąć nawet przez wszelkie dotyczące piłkarzy stereotypy. Nie interesuje cię grubość jego portfela, tygodniowe zarobki ani autograf. Śmiejecie się. I ty wtedy jak zwykle brudzisz się kroplą wina, z tym, że teraz jesteś rzeczywiście śliczna, piękna, wybuchasz tym pięknem, ono bije ci z oczu, palców i zębów, z tej drobnej figury, z grzywki, z poobijanych kolan. On to dostrzega. Macie przed sobą cały wieczór, macie tyle wspólnych tematów, że trudno nie zauważyć również twojej urody. Dwie tęczówki paraliżują twe zmysły. Po raz pierwszy od wielu miesięcy ktoś patrzy na ciebie nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny, jakby przenikał na wskroś twoją kruchość, twoją niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowałaś, choć tak naprawdę niczego o nim nie wiedziałaś. Ale znaliście się zbyt krótko, więc było to jedynie pożądanie. Nie byłaś uległa, Vermaelen musiał i tak nieźle się namęczyć by przekonać cię do owego pomysłu. Pewno przez chwilę w głowie przemknęła ci myśl, jak diabelsko wredna jesteś, skoro wsiadasz do taksówki z żonatym Belgiem. O tyle dobrze. Przynajmniej nie będzie kierował pijany. Jesteś mistrzem chorych znajomości, których nie rozumiesz. To właśnie ty. Kiedy poukładasz sobie całe życie, dobiega cię potrzeba wpakowania się w jakąś totalną patologię, upicia się z rozpoznawalnym piłkarzem oraz spędzenia z nim nocy w hotelu. Może po prostu chcesz odreagować, póki jeszcze masz okazję.
- Przecież się nawet nie znamy - uśmiechasz się, upijając łyk czerwonego wina. Chcesz zapalić, ale tabliczka w lokalu głosi, iż to niemożliwe. Złamałabyś przepis, lecz nie wypada.
- Zawsze możesz mi o sobie opowiedzieć - wzrusza ramionami, uśmiechając się ciepło. Ma w sobie coś niezwykłego, ale do tej pory nie możesz rozszyfrować co to jest. Czy to te wystające kości policzkowe, czy kolor oczu, czy może coś w charakterze. Wzdychasz cicho, gładząc materiał spodni. Gdyby powiedział, że idziecie do dosyć wykwintnego lokalu z pewnością ubrałabyś się inaczej. Albo nie zrobiłabyś tego wcale, gdyż po prostu nie przyjęłabyś zaproszenia.
- Ja? Ja jestem obrzydliwie zwyczajna, Thomasie. Nie mam figury modelki, nie siedzę z ciepłą czekoladą na parapecie, patrząc smętnie przez okno. Nie śledzę hitów mody, nie układam fryzury przez pół godziny. Najprawdopodobniej nie potrafiłabym ciebie rozbawić czy zaskoczyć jakimś kreatywnym pomysłem. Potykam się o własne sznurówki. Po prostu jestem. Taka zwyczajna, przewidywalna, nudna do obłędu - opowiadasz, choć w życiu nie nadałbym ci takich cech, jakimi siebie określasz. Nie możesz być taka z prostego powodu - Vermaelen nie lubi nudnych kobiet. Choć wybrałaś się z nim tylko dlatego, że chciałaś porozmawiać z kimś, z kim nie jesteś związana uczuciowo, to przyznajesz w duchu, że jakaś część twojej osoby pragnie się zaangażować, chce znaleźć się w jego ramionach, gdy inna część nalega na stosunki koleżeńskie. Podoba ci się także jego akcent.
- Zaczekam przed wejściem - mówisz, kiedy on płaci rachunek. Chcesz zdobyć parę sekund na odpalenie papierosa, wreszcie na świeżym powietrzu. Zaciągasz się dymem, trochę trzęsąc z zimna, bo chłód w Londynie przychodzi o wiele szybciej. Gdy wreszcie znajduje cię przy postawionej popielniczce, gasisz niedopałek, a resztka siwego dymu miesza się z ostrym powietrzem. Chwyta twoją dłoń, prowadząc do samochodu. Zimne dłonie to podobno przypadłość ludzi nerwowych i bardzo wrażliwych, neurotyków. Nie mam pojęcia ile w tym prawdy. Jedziecie w kompletnej ciszy pod wskazany adres.
- Przepraszam, mógłbym prosić o pana autograf? Jestem kibicem Arsenalu - przerywa taksówkarz, co przypomina ci o tym z kim jedziesz. Szczerze mówiąc, rozmawiało wam się tak dobrze, że Thomas mógłby pracować na kasie jakiegoś hipermarketu i byłoby to bez znaczenia. Chłopak składa zamaszysty podpis na kartce notatnika, wywołując szeroki uśmiech u mężczyzny, płaci i wreszcie możecie wyjść. Nie masz pojęcia ile czasu od chwili zameldowania mija, kiedy wpadacie sobie w objęcia. Ledwo otwieracie drzwi pokoju, a ty już czujesz jego usta na szyi i mógłbym przysiąc, że czujesz się z tym równie dobrze co i źle. Mimo wszystko nie masz pretensji do siebie, gdyż to chłopak podobno jest w związku. Nie ty. Trudno przychodzi mi słuchanie dalszej części wydarzeń. Gdy wasze wargi odrywają się od siebie na moment, patrzycie na siebie nieco zszokowani.
- Ej, co robisz? - pytasz, kiedy wsuwa dłoń pod twoje spodnie, składając kolejne delikatne pocałunki na twych ustach. Chichrasz się, najzwyczajniej w świecie się z niego nabijasz, co nieco zbija chłopaka z tropu. Kręcisz głową z rozbawieniem. - Myślałam, że was piłkarzy stać na coś więcej - dodajesz, nadal cicho chichocząc. Vermaelen pojmuje o co chodzi, ręką zsuwa wszystko co leży na komodzie, nie zważa na potłuczone dekoracje, potem podnosi ciebie i na niej usadawia. Jesteś lekka, nie ma z tym żadnych problemów. Wszystko dzieje się tak szybko, tak gwałtownie, i już koniec, ściąga z ciebie sweter, pod nim nie masz nic tylko biustonosz, ale i z nim radzi sobie równie bezproblemowo. Twoja skóra jest tak blada, że świeci w ciemności. Pewno dostrzega też twoje delikatne piegi, masz nimi obsypany dekolt i twarz, na policzkach dokładnie siedemdziesiąt sześć. Siedemdziesiąt sześć piegów. Wiem, kiedyś liczyłem. Potem dzieje się to co powinno, kiedy facet spragniony seksu emanuje zapachem testosteronu, kwitnącymi feromonami. Jest za późno by stchórzyć, więc ulegasz, wasze ciała łączą się w jedność. Dyszy miarowo, a ty mruczysz mu do ucha z rozkoszy. Przez głowę przebiega ci tysiąc myśli, lecz zabijasz je zwrotem no i co z tego. Znacie się parędziesiąt godzin. No i co z tego. Ma partnerkę. No i co z tego. Tak nie wypada. No i co z tego. Z resztą nigdy nie należałaś do dobrych, grzecznych dziewczynek. To szczególnie mi się w tobie podobało. Gdy uczucie rozkoszy się kończy, gdy kładziesz się w ekstazie na łóżku, a chłopak udaje się pod prysznic, powoli zbierasz swoje rzeczy. Wsuwasz na smukłe ciało ubranie, a rozczochrane włosy związujesz sprawnie w koka. Uważasz, że było miło. Jak sobie tak pomyślisz, to rzeczywiście było miło. Przez kilka głupich, przezroczystych, podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty, momentów. Śmiejesz się sama do siebie, myśląc jak to będzie, kiedy znowu któregoś dnia spotkacie się w ośrodku treningowym albo na stadionie. Może będzie miał cię za dziwkę, ale przecież nigdy nie przejmowałaś się opinią o sobie. Ani nią nie jesteś. Znajdujesz skrawek pomiętego papieru, pisząc szybko, koślawymi literami:
Dziękuję, dobrze się bawiłam. Pozdrów żonę. Widzisz co się stanie, jak dasz szansę facetowi? A, no i wspominałem już, że bywasz wredna? Uśmiechasz się delikatnie pod nosem, po cichu, na palcach wychodząc z jego życia...
- Zaczekam przed wejściem - mówisz, kiedy on płaci rachunek. Chcesz zdobyć parę sekund na odpalenie papierosa, wreszcie na świeżym powietrzu. Zaciągasz się dymem, trochę trzęsąc z zimna, bo chłód w Londynie przychodzi o wiele szybciej. Gdy wreszcie znajduje cię przy postawionej popielniczce, gasisz niedopałek, a resztka siwego dymu miesza się z ostrym powietrzem. Chwyta twoją dłoń, prowadząc do samochodu. Zimne dłonie to podobno przypadłość ludzi nerwowych i bardzo wrażliwych, neurotyków. Nie mam pojęcia ile w tym prawdy. Jedziecie w kompletnej ciszy pod wskazany adres.
- Przepraszam, mógłbym prosić o pana autograf? Jestem kibicem Arsenalu - przerywa taksówkarz, co przypomina ci o tym z kim jedziesz. Szczerze mówiąc, rozmawiało wam się tak dobrze, że Thomas mógłby pracować na kasie jakiegoś hipermarketu i byłoby to bez znaczenia. Chłopak składa zamaszysty podpis na kartce notatnika, wywołując szeroki uśmiech u mężczyzny, płaci i wreszcie możecie wyjść. Nie masz pojęcia ile czasu od chwili zameldowania mija, kiedy wpadacie sobie w objęcia. Ledwo otwieracie drzwi pokoju, a ty już czujesz jego usta na szyi i mógłbym przysiąc, że czujesz się z tym równie dobrze co i źle. Mimo wszystko nie masz pretensji do siebie, gdyż to chłopak podobno jest w związku. Nie ty. Trudno przychodzi mi słuchanie dalszej części wydarzeń. Gdy wasze wargi odrywają się od siebie na moment, patrzycie na siebie nieco zszokowani.
- Ej, co robisz? - pytasz, kiedy wsuwa dłoń pod twoje spodnie, składając kolejne delikatne pocałunki na twych ustach. Chichrasz się, najzwyczajniej w świecie się z niego nabijasz, co nieco zbija chłopaka z tropu. Kręcisz głową z rozbawieniem. - Myślałam, że was piłkarzy stać na coś więcej - dodajesz, nadal cicho chichocząc. Vermaelen pojmuje o co chodzi, ręką zsuwa wszystko co leży na komodzie, nie zważa na potłuczone dekoracje, potem podnosi ciebie i na niej usadawia. Jesteś lekka, nie ma z tym żadnych problemów. Wszystko dzieje się tak szybko, tak gwałtownie, i już koniec, ściąga z ciebie sweter, pod nim nie masz nic tylko biustonosz, ale i z nim radzi sobie równie bezproblemowo. Twoja skóra jest tak blada, że świeci w ciemności. Pewno dostrzega też twoje delikatne piegi, masz nimi obsypany dekolt i twarz, na policzkach dokładnie siedemdziesiąt sześć. Siedemdziesiąt sześć piegów. Wiem, kiedyś liczyłem. Potem dzieje się to co powinno, kiedy facet spragniony seksu emanuje zapachem testosteronu, kwitnącymi feromonami. Jest za późno by stchórzyć, więc ulegasz, wasze ciała łączą się w jedność. Dyszy miarowo, a ty mruczysz mu do ucha z rozkoszy. Przez głowę przebiega ci tysiąc myśli, lecz zabijasz je zwrotem no i co z tego. Znacie się parędziesiąt godzin. No i co z tego. Ma partnerkę. No i co z tego. Tak nie wypada. No i co z tego. Z resztą nigdy nie należałaś do dobrych, grzecznych dziewczynek. To szczególnie mi się w tobie podobało. Gdy uczucie rozkoszy się kończy, gdy kładziesz się w ekstazie na łóżku, a chłopak udaje się pod prysznic, powoli zbierasz swoje rzeczy. Wsuwasz na smukłe ciało ubranie, a rozczochrane włosy związujesz sprawnie w koka. Uważasz, że było miło. Jak sobie tak pomyślisz, to rzeczywiście było miło. Przez kilka głupich, przezroczystych, podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty, momentów. Śmiejesz się sama do siebie, myśląc jak to będzie, kiedy znowu któregoś dnia spotkacie się w ośrodku treningowym albo na stadionie. Może będzie miał cię za dziwkę, ale przecież nigdy nie przejmowałaś się opinią o sobie. Ani nią nie jesteś. Znajdujesz skrawek pomiętego papieru, pisząc szybko, koślawymi literami:
Dziękuję, dobrze się bawiłam. Pozdrów żonę. Widzisz co się stanie, jak dasz szansę facetowi? A, no i wspominałem już, że bywasz wredna? Uśmiechasz się delikatnie pod nosem, po cichu, na palcach wychodząc z jego życia...
***
Stoimy w uścisku dobre ponad dziesięć minut. Naprawdę nie chcę cię wypuszczać z objęć. Nie mogę się ogarnąć. Wiesz, chciałbym by ktoś wiedział co sprawia mi przyjemność. Co lubię jeść, pić. Jakie jest moje ulubione ciasto, jaka potrawa, jak zupa, jaki kocham smak lodów. Jakie lubię przyprawy, ile łyżek cukru. Z ilu łyżeczek robię sobie kawę. Czy piję ja z mlekiem, bądź bez. Chciałbym by wiedział co uważam na temat świata, Boga, zmarłych. Jakie mam poglądy, jaką lubię słuchać muzykę. Ty wiesz to wszystko, ale znikasz. Jesteś wspaniałym człowiekiem, moim ulubionym. Dlatego nie mogę się z tym pogodzić.
- Sześć miesięcy to nie tak długo, zobaczysz - mówisz, choć doskonale wiem, iż oboje w to nie wierzymy. Znów uśmiechasz się krzywo, trochę na siłę. Chciałbym cię zatrzymać, jednak to niewykonalne. Mam gulę w gardle, a w nozdrzach czuję zapach twojego szamponu do włosów. Mogę się założyć, iż czujesz się sto razy gorzej. Niczym rozdeptana kaszanka na chodniku. W końcu przed tobą kolejny problem - wracasz do Polski przez swoją mamę. Już trochę temu przyznałaś się, że zdiagnozowali u niej raka. Teraz rokowania wylicza się dokładniej. Nie chcesz zostawiać jej samej na ostatnie miesiące życia. Nie wiem za ile wrócisz. Czy będą to cztery, czy sześć, czy dwanaście miesięcy. Przecież śmierci nie można przewidzieć co do dnia, a jeśli po tym okresie nadal wszystko będzie w miarę w porządku, to nie przyjedziesz nagle do Anglii. Przepraszasz po raz kolejny, choć nie masz za co. Ja za to najwyraźniej jestem egoistą, skoro z chęcią poleciałbym z tobą tylko po to, by móc cię widywać.
- Jak sobie to wyobrażasz, Jack? Masz przed sobą cały sezon, nie grałeś już wystarczająco długo, abyś mógł sobie tak bezkarnie ze mną podróżować - mówisz, a głos ci się łamie. Jak zwykle miasz rację. Przytulam cię jeszcze mocniej, muskam twój czubek głowy. Chciałbym móc cię jakoś pocieszyć, zapewnić, że wszystko się ułoży, ale nie jestem w stanie. Nie chcę zostawiać ciebie z całym tym gównem.
- Jas, chodzi o to, żebyś ty na mnie liczyła. Żebyś wiedziała, żebyś zawsze wiedziała, że masz na świecie człowieka, do którego w każdy dzień, w każdym stanie i o każdej godzinie możesz przyjść... - mruczę wtulony twarzą w twoje brązowe kosmyki. Boję się jak wytrzymasz to, gdy rodzicielka będzie musiała odejść. Nigdy nie czułem się tak podle. Nie wiem czy wytrzymam długo, bo nie wiem ile to jest długo. Nie znam granic swoich, ani twoich możliwości. Gdybym je znał, trzymałbym się od nich z daleka.
- Wiem, Jackie. Będę dzwonić, wrócę przecież, jak wszystko się poukłada. Ale masz się uśmiechnąć, tak dla mnie, na pożegnanie - unosisz lekko kąciki ust ku górze, a ja robię to samo, choć z niechęcią. Pewnie znów widzisz te moje dołeczki, które tak bardzo lubisz. Ja dostrzegam te piegi, nadal siedemdziesiąt sześć. Jest tyle rzeczy o których chciałbym ci teraz powiedzieć. O tym, że nie chcę twojej przyjaźni tylko ciągle czegoś więcej. O tym, że chciałbym być przynajmniej na ten jeden wieczór na miejscu Thomasa, bo chyba znaczysz cholernie dużo. Niech szlag trafi tamtą szatynkę. Jesteś mi potrzebna. Na spacer, na piwo, na deszcz, śnieg czy słońce. Przestałem to kontrolować. Chciałbym znów upić się dziś wieczorem, jak co dzień oglądnąć z tobą film, nie pamiętać że nabroję cokolwiek, ale przez lotnisko przeprawia się milion ludzi, chyba cię kocham i tu stoję jak pojeb. Zawsze będę cię kochał. Nawet jeśli się okaże, że nie istniałaś, ale zaraz, to niemożliwe, bo istniałaś, nadal stoisz przede mną. Co to będą za wieczory bez twojego śmiechu? - Jak będzie ci się nudzić, to możesz czasem wejść na Skype.
- Jak będzie mi się nudzić to sobie pogram na Xboxie. Chcę po prostu z tobą jeszcze gdzieś wyjść, nie wiem. Na spacer - warczę zły, świadom, iż to bez sensu, bo właśnie całujesz mnie w policzek na pożegnanie, ocierasz szybko łzy i chwytasz za torbę, by pójść w stronę sali odpraw. Patrzę tylko jak machasz mi, odchodząc. Przełykam ślinę. Najbardziej będę tęsknił za butami w przedpokoju. Za odsuwaniem się od siebie w nocy, bo jednak niewygodnie tak zasypiać. Za objęciem w kuchni, udawaniu zaskoczenia podczas mieszania sosu. Za przychodzeniem do ciebie do domu i wołaniu gdzie jesteś, bo twoje mieszkanie z pewnością jest za duże. Nawet nie masz pojęcia, co to jest: samotność, cisza, wilgotne ciepło poduszek sto razy obracanych, nasłuchiwanie odgłosów kroków i samochodów na ulicy i te pieprzone ptaki, które jednak śpiewają, wreszcie można zamknąć oczy i zapomnieć… że czegoś mi brakuje. Nie wiem czy to jest miłość, czy to jest przyzwyczajenie. Nie wiem, czy chcę wyjść teraz, czy patrzeć jak znikasz za szklanymi drzwiami. Nic nie wiem.
- Pamiętasz? Razem na zawsze, razem do piekła - śmiejesz się w ostatniej chwili. Szkoda, że jutro już się nie zobaczymy. Z pewnością wyglądałabyś ładnie.
Autorka: A co jeśli wam powiem, że to już koniec? Gdzie jesteś miało być krótkie i wyszło krótkie, tak więc dotarliśmy do zakończenia. Dziękuję wam za wszystkie pozytywne komentarze. Szczerze mówiąc, byłam pewna, że to opowiadanie będzie czytane przez dwie osoby na krzyż. Szczególne podziękowania dla Uś i Nat, bo wasze opinie oraz wasze własne dzieła naprawdę są dla mnie ważne! No i dla ciebie Klef, bo spamujesz mi piłkarskimi gifami i to dzięki tobie wróciłam do pisania ff. Za ile wrócę z czymś nowym nie mam pojęcia. No właśnie. Będziecie bardzo zawiedzione, jeśli w kolejnym opowiadaniu zmienię drużynę na Borussię Dortmund? Jak na razie zostawiam was z pięknymi, kochanymi, uroczymi, najlepszymi dołeczkami JW10.
Proszę nie rób mi\nam tego! Cholera za bardzo się przywiązałam do tego opowiadania i aż mam łzy w oczach.Niemalże codziennie wchodziłam tu z nadzieją na nowy rozdział... no cóż będzie mi BARDZO brakować tego bloga,był piękny - najlepszy z najlepszych... ;c Pozdrawiam ! :)
OdpowiedzUsuńjak mogłaś zakończyć tak szybko :C
OdpowiedzUsuńale jako ostatni odcinek... bardzo mi się podobał. Proszę wróć z nowym pomysłem i dalej czaruj czytelniczki. Ja się nie obrażę, jak zmienisz drużynę na Borussię :)
Mam nadzieję, że się jeszcze pojawisz z czymś nowym i pięknym jak to opowiadanie i metrydwa. Bo one po prostu były świetne i piękne.
Więc czekam i informuj mnie o ewentualnej nowości. pozdrawiam :)
a tu można wrzucić gif? http://25.media.tumblr.com/tumblr_mckke3EhNG1qcxfxbo1_500.gif chyba nie... :(
OdpowiedzUsuńKocham, uwielbiam i wszystko takie. *.*
Cieszę się jak głupia, że trafiłam na Twoje pisanie. Możesz pisać o czym tylko chcesz, ja będę.
Szkoda, że wyjechała, bo Jacky zasługiwał na piękne zakończenie. On w ogóle zasługuje na wszystko co najlepsze, nie?
ściskam mocno i czekam. <3
No nie, jak możesz to tak zakończyć? Wrr, rzadko trafiam na opowiadania ze smutnym zakończeniem, co nie zmienia faktu, że pokochałam to opowiadanie. :3 Mam nadzieję, że wrócisz szybko z czymś nowym. *-*
OdpowiedzUsuńI pewnie nie zdziwi cię, jak powiem, że mi przerzucenie się na BVB ani trochę nie przeszkadza. :D
Szkoda, że to już koniec. Liczyłam na inny koniec, ale tego pewnie się domyślasz. Byli idealni. Żal mi ich. Możesz mnie poinformować jak napiszesz coś nowego?
OdpowiedzUsuńKonie? :O Czuję sie troche tak : http://i.telegraph.co.uk/multimedia/archive/02087/Szczesny-Wilshere_2087268i.jpg (miał być gif, ale gdzieś go zgubiłam).
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny i Twoje opisy są niesamowicie realistyczne. Jacky pokochał naszą Jaśminę i pech chciał, że ona musiała wyjechać, a on nie miał psychy jej wyznać tego, co czuje. I czuję niedosyt tego opowiadania w dalszym ciągu... :(
Nie masz za co dziękowac, zostawianie opinii pod czymś tak dopracowanym i genialnym jak Twoje opowiadania to czysta przyjemność. Pragnę Ci podziękować za to i poprzednie opowiadanie, bo są na prawdę dla mnie natchnieniem.
Mówisz BVB? Może być ciężko, aczkolwiek... To będzie pisane przez Ciebie więc pewnie nie sprawi mi to szczególnie ogromnej różnicy, przekonałam się o tym kiedy pisałaś o Szczęsnym i Milenie xd
Tak więc dużo weny życzę ;**
OdpowiedzUsuńKoniec, ale jak to koniec ? Dlaczego koniec ? o.O
OdpowiedzUsuńMoja droga nasz kochany Jack zasługuję na więcej i to z pewnością, no ale cóż wypada się tylko z tym pogodzić, powiem ci, że ostatni rozdział był dla mnie na prawdę dużym zaskoczeniem, ten ostatni rozdział był kwintesencją całej historii, przepiękny.
Czekam n a kolejne opowiadanie, powiadom.
mylena ;)
Słowo końcowe ogłuszyło mnie jak przyładowanie czymś ciężkim.
OdpowiedzUsuńI chociaż jakoś specjalnie Jacka nie znałam, to czytało mi się niezwykle miło. Z tego opowiadania biła melancholia a zarazem jakieś wewnętrzne ciepło. Będę tęsknić...
Mówisz Borussia?
Cieszę się niezmiernie, ale mam cichą nadzieję, że nie będzie to Robert Lewandowski, którego wszyscy tak często ostatnio eksploatują.
Podsumowując dziękuję za to opowiadanie i za komentowanie moich wypocin.
Zapraszam na drugi rozdziało nowości jaką jest Kuba sam meczu nie wygrasz.
Pozdrawiam niezmiennie. :)
Tak , tak zmień na Borussię , to jest bardzo trafny pomysł . ;d
OdpowiedzUsuńP.S Marco Reus , jeden z głównych bohaterów , oj byłabym szczęśliwa . ;-)
Zakochałam się. Zakochałam się po raz kolejny. Nie wiem, nie wiem co ze mną zrobiłaś. Zakochałam się w tym opowiadaniu. Cholernie szkoda, ze to koniec. CHOLERNIE! Czekam na nowe opowiadanie, och BVB bardzo mi pasuje. ;)
OdpowiedzUsuńNowy na i-bleed-it-out, zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńhttp://gorzki-smak.blogspot.com zapraszam na nowośc
OdpowiedzUsuńI znów kończysz tak szybko? Nie, nie, nie. Protestuję. Jestem zdecydowanie przeciwna. Jak pisałam na Twoim poprzednim blogu, za każdym razem, kiedy przywiążę sie do Twojego opowiadania, to Ty tak po prostu je kończysz. Mam nadzieję, że na nowość nie będziemy długo czekać. Borussia Dortmund? Jest masa opowiadań o tej drużynie, ale każdy pisze na dogodny dla siebie temat ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kocham twój styl naprawdę...Nigdy jeszcze nie miałam okazji czytać tak genialnie napisanego opowiadania i będę to powtarzać w każdym komentarzu...
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie trochę tak szybkim końcem, ale tak naprawdę w kilku partiach zawarłaś całą niesamowitą historię...za to też naprawdę wielki podziw bo inni ciągnęli by to pewnie na 30...
Cała histosia Jack'a i Jas urzekająca, a przede wszystkim całkowicie życiowa i prawdziwa. Z pewnością jeszcze nie raz do niej wrócę.
Co do opowiadania o BVB...jestem jak najbardziej za, taka "obsada" i twój opis to spełnienie moich marzeń...:) Tak więc czekam:)
Ps...Po raz kolejny przepraszam, serwis sobie ze mną chyba pogrywa bo wciąż nie chcą mi oddać kompa, co skutkuje tym, że muszę korzystać z łaski mojej przyjaciółki i ciężko mi być na bieżąco z komentowaniem:(
buziak:*
Przedostatni rozdział na: http://illegal-madness.blogspot.com/. Zapraszam ;))
OdpowiedzUsuńnn na i-bleed-it-out :)
OdpowiedzUsuńNowość na breakthrouugh.blogspot.com:) zapraszam
OdpowiedzUsuńNowy na i-bleed-it-out, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńEpilog na: http://illegal-madness.blogspot.com/. Zapraszam :))
OdpowiedzUsuńZapraszam na 1 rozdział - http://karmisz-zludzeniami.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, mylena ;)
http://gunner-love.blogspot.com zapraszam na nowość:)
OdpowiedzUsuńP.S. Widzę nowy adres bloga, rozumiem, że wracasz? Zatem czekam na premierę:)
zatem czekam aż znajdziesz tą wenę i dokończysz choć prolog. ;)
UsuńJa tak samo, emocje były niesamowite. Coś nie do opisania, a północny Londyn jest w dalszym ciągu czerwony, co mnie niesamowicie cieszy. I Theo zagrał zdecydowanie swój mecz. Ten gol w końcówce mu się należał
Oj myślę, że nie tylko Tobie poprawił się humor na ten weekend :) A przegrana Chelsea z West Bromem cieszy dodatkowo :d A teraz zapowiada się wygrana Norwich nad United. Piękny dzień!! Myślę, że jak to nie jest jeszcze czas Jacka na przejęcie opaski kapitańskiej to kto wie może Theo jak podpisze ten kontrakt, to jak on podrywa całą druzynę do ataku to jest niesamowite. Gola Theo właśnie nie widzialam bo stream mi siadł akurat i musiałam szukać nowego
UsuńP.S. dodałam także nowość na www.gorzki-smak.blogspot.com
Dlaczego to już koniec?
OdpowiedzUsuńNo Jack zasługuje na coś więcej, no!
Ja czuję niedosyt, brakuje mi kilku takich pięknych, miłosnych scen! *_*
Szkoda, że to już the end ;c, mimo wszystko życzę weny i kolejnych, wspaniałych odcinków!
Pozdrawiam ;*
Pojawił się 1 rozdział na viking-death-march, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńGenialne! Genialne, niesamowite, boskie, totalnie rozwalające system opowiadanie! Dzięki, że mnie tu zaprosiłaś, jestem po prostu zachwycona Twoim sposobem pisania! Jeśli pojawi się jakieś Twoje nowe opowiadanie, koniecznie musisz mnie powiadomić!
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę to zapraszam na krótkie opowiadanie - http://cor-do-arco-iris.blogspot.com.
OdpowiedzUsuńDodany już prolog :)Być może Cię zaciekawi.
Pozdrawiam:*
Nowy rozdział na i-bleed-it-out, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na viking-death-march, zapraszam. ;)
OdpowiedzUsuńCześć kochana :* zapraszam na wymyślajkę o Anto. :)
OdpowiedzUsuńTheo nadal kontuzja, a Jack.... siedzi na ławce.
OdpowiedzUsuńnn na i-bleed-it-out, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńnowy rozdział na breakthrouugh.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam:)
nowy rozdział: http://this-complicated-life.blog.pl/ zapraszam :)
OdpowiedzUsuńhttp://london-is-red.blogspot.com/ zapraszam na 6 rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNowości na Tytoniu i Kubulku. Pobuszowałam po twoim profilu i widzę, że szykuje się nowy blog :D Czekam z utęsknieniem za Twoim pisaniem.
OdpowiedzUsuńhttp://www.liefde-wera-tytonn.blogspot.com- Tytek
http://kuba-sam-meczu-nie-wygrasz.blogspot.com- Kuba :)
Pozdrawiam i czekam :)
Chyba się zakochałam. O tak.
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na viking-death-march, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńhttp://liefde-wera-tytonn.blogspot.com/ 13 stka na Tytoniu. Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńhttp://kuba-sam-meczu-nie-wygrasz.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo znowu ja :D
Siódemka na Kuba sam meczu nie wygrasz :)
I przypominajka żebyś pisała nowego bloga, bo Fiola tęskni :)
Pozdrawiam :)
Nn na i-bleed-it-out ;)
OdpowiedzUsuńPs. Błagam, niech wena do ciebie przyjdzie, bo tęsknię za twoimi opowiadaniami!
A i na viking-death-march również nowy ;)
OdpowiedzUsuńCo do weny to kiedyś miałam tak przez parę miesięcy więc dobrze cię rozumiem. Mam nadzieję jednak, że w twoim przypadku się tak nie stanie i wena na ciebie spłynie już niedługo! :)
Nowy rozdział - http://this-complicated-life.blog.pl/
OdpowiedzUsuńzapraszam :)
nn na too-easy-to-destroyed.blogspot.com
OdpowiedzUsuńzapraszam ;)
Z góry przepraszam za spam, ale dopiero zaczynam przygodę z pisaniem i liczę na szczerą opinię. Jeżeli zechcesz, wpadaj na: http://nocny-marazm.blogspot.com/p/cztery-prawdy.html
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowośc na gunner-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam na prolog na nowym blogu: http://hold-me-love-me.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhttp://karmisz-zludzeniami.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńTrójeczka, nie wiem dlaczego zapomniałam Cię powiadomić.
Tęsknie za Twoją twórczością ♥