niedziela, 14 października 2012

intro

Zawsze bardzo obawiałaś się nowych początków, planując każdy najmniejszy ułamek sekundy, jakby jakakolwiek zmiana miała wywrócić twoją dotychczasową codzienność do góry nogami. Gdyby ktokolwiek zapytał ciebie co w życiu jest najtrudniejsze, pewnie odparłabyś, że nic, bo po prostu nie chciałoby ci się dłużej dumać nad ową zagadką ludzkości. Jednak doskonale wiedziałaś, iż to właśnie zmiany były elementem najtrudniejszym do wykonania. Jeśli któryś człowiek byłby podobny do ciebie, to każdy tydzień zaczynałby od postanowienia, że będzie więcej czytać, mniej jeść, ciężej pracować, rozsądniej pić i bardziej dbać o siebie. I każdy tydzień kończyłby atakiem nienawiści do siebie samego, bo nic nie przeczytał, za dużo zjadł, był do tyłu z pracą, nie ćwiczył i był niedospany. To nie tak, że nigdy ci się nie chciało. Po prostu miałaś za dużo ambicji, za mało czasu i za wiele rzeczy, które potrafiły zbyt szybko rozproszyć twoją uwagę oraz zniszczyć zaangażowanie. Przez to szybkie zainteresowanie czymś zupełnie odmiennym nie musiałaś na szczęście  obawiać się rutyny. Czasem wspominałaś również, że nie jesteś szczęśliwa. Oczywiście, według kolei rzeczy wychodziłaś do znajomych, śmiałaś się naprawdę szczerze i było całkiem miło, ale kiedy wracałaś do domu czułaś coś zupełnie przeciwnego. Wszyscy w końcu mówili, że trzeba mieć wyjebane, więc ty też miałaś, ale jak nikt nie widział to było ci kurewsko smutno. Po prostu uważałaś, iż najwidoczniej aby osiągnąć szczęście trzeba spełnić trzy warunki: być imbecylem, być egoistą i cieszyć się dobrym zdrowiem. Bez tego pierwszego ani rusz, wszystko stracone. A przecież głupia nie byłaś ani nie jesteś. Dobra. Może czasami. Albo po prostu tak Bozia skonstruowała twoje jestestwo, jak każdego normalnego człowieka, abyś mogła uczyć się na błędach. Robisz to chyba jako jedna z niewielu. Odkąd pamiętam bardzo kochałaś Kraków i zawsze darzyłaś go sentymentem, jednak Warszawa (bo w końcu tam znalazłaś się po licznych zawirowaniach) przyprawiała cię o wymioty. Może nie przez samą architekturę miasta czy zapach, a świadomość mieszkania z ojcem. Chyba nigdy nie mieliście wspólnych tematów do rozmów. Wiesz, że naprawdę często narzekałaś na te dawne, wspólne, wymuszone kolacje bez słowa? No, ale przecież gdzieś trzeba było ukończyć studia, a stolica stanowiła dość kuszącą możliwość. Pewnie najchętniej wybrałabyś coś nietuzinkowego i mało obleganego, jednak myśląc perspektywistycznie zdecydowałaś się na kierunek, który mógłby przynieść w przyszłości dochód trochę większy niż średnia krajowa oraz niekoniecznie skazać cię na mieszkanie pod mostem. Tymczasem okazało się, że to nie edukacja była jedną z poważniejszych decyzji w twoim życiu, bo wyżej na podium stanęła przeprowadzka - do Anglii. Miałaś ogromny chaos w głowie i pewnie powinnaś była notować to wszystko w jakimś pamiętniku, ale bałaś się, że nawet on będzie chciał rzygać twoim pierdoleniem. Zostawienie tego dla siebie, też wydawało się być ryzykowne, bo w końcu istniała szansa, że wszelkie oszczędności zainwestujesz w Milkę albo wykupisz cały magazyn bananowych lodów. Przecież twoje życiowe motto stanowiło zdanie W świecie pełnym niepewności lepiej nie zwlekać z czekoladą. Przygodę z Londynem rozpoczęłaś natomiast od telefonu koleżanki. Związana tak jak ty z marketingiem zaoferowała ci pracę, w której miałaś pomagać jej firmie w organizowaniu sportowych imprez. Długość twojego wahania była wprost proporcjonalna do długości jej zapewnień, iż jesteś najbardziej nadającą się do tego osobą. Poznaliśmy się na jednym z takich eventów. Ot co, zwykła rozmowa przy drinku, na przyjęciu naszpikowanym gronem angielskich piłkarzy. Od razu wiedziałem, że na pewno nie pochodzisz z Wielkiej Brytanii. Choć perfekcyjnie radziłaś sobie z językiem, to odrobinę zdradzało cię poczucie humoru i uroda. Uroczo się śmiałaś. Wiesz, nie pamiętam dokładnie od jakiego tematu zaczęła się nasza konwersacja, ale po paru sekundach byłem pewny, że jesteś kimś nieprzeciętnym. W pamięć najbardziej wpadły mi twoje słowa, kiedy zapytałem:
- Masz tutaj jakiś przyjaciół?
- Co to są przyjaciele? - odpowiedziałaś pytaniem na pytanie, całkiem szczerze i z powagą. Odgarnęłaś swoje ciemne, gęste włosy do tyłu. Ich kolor chyba ani trochę nie zmienił się do dziś, prawda? Ładnie ci w brązowym. Pamiętasz jak kiedyś coś ci strzeliło do głowy i pragnęłaś za wszelką cenę udać się do fryzjera, bo zachciałaś czerwonej farby? Nie dotarliśmy tam w końcu, bo po drodze zdążono okraść nas z portfeli. Chyba trochę się wtedy zezłościłaś, znów śmiesznie marszcząc nos i puszczając wiązankę przekleństw (bo jak zwykle to przecież moja wina, gdyż jestem jedynie roztrzepanym głupim piłkarzykiem, który miał ładnie pilnować torebki i przestać nosić ten cholerny portfel w tylnej kieszeni spodni), ale widzisz - to nie był przypadek. Wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały, że wyglądałabyś jak niedorobiona Arielka.
- No wiesz, ludzie z którymi spędzasz czas. Ludzie, którym się zwierzasz - pewnie wzruszyłem wtedy ramionami, nie pamiętam.
- A tacy niewidzialni się liczą? Jeśli tak, mam pana Stasia Michasia i elfa Psotka Chichotka. No i kota.
I od tej pory zostałem twoim przyjacielem. Widzialnym. Takim trochę bardziej realnym oraz odrobinę fajniejszym. W końcu pokazując się ze mną na mieście zawsze mogłaś liczyć, że napadnie nas tłum sikających w majtki fanek, albo na jakimś serwisie z gorącymi plotkami staniesz się moją dziewczyną/żoną/kochanką. Nie dawałaś się szybko poznać. Kiedy o coś pytałem często mówiłaś powiem ci jutro, opowiem ci innym razem. To jutro, to chyba do dziś tajemnicza kraina, w której przechowuje się dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkiej produktywności oraz tyleż samo osiągnięć, gdyż tak naprawdę nadal nie wiem czy aby na pewno kiedykolwiek doczekam się tego magicznego dnia.

Autorka: Potrzymam was trochę w niepewności i jeszcze nie zdradzę bohaterów, a co!

10 komentarzy:

  1. Ciekawie i intrygująco :D Czekam na kolejny rozdział. Tylko mam taki mały apel, żeby czcionka była ciut większa, bo Bozia niestety dała mi słabszy od rówieśników wzrok.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pierwszą częścią tekstu, aż do tej wzmianki o Krakowie i Wawie się utożsamiam. Może utożsamiałabym się jeszcze z częścią, ale ja jednak Warszawkę uwielbiam :P

    Generalnie jak zwykle wszystko idealnie dopracowane i aż chce się czytać i aż się prosi o kolejne. Mówisz, że potrzymasz nas trochę w niepewności moje pytanie brzmi zatem ile to te trochę. Bo wiem już jedno: Londyn. Mam nadzieję, że jednak Arsenal i że nie brniesz znowu w Wojtka :P
    Aczkolwiek pokładam głęboką nadzieję w każdym innym Kanonierze, no może po za Arszawinem. :P


    Widać też, że główna bohaterka ma ciężki charakter, wnioskuje to na podstawie tej wzmianki o arielkowych włosach :P No i na plus narrator męski. Ajjjj pisz szybko kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a miałam jeszcze zaprosić na www.gorzki-smak.blogspot.com
      Nie wiem czy miałaś już okazję zapoznać się z nim ;)

      Usuń
  3. No, no, nieźle się zaczyna. Liczę, że szybko pojawi się 1 rozdział i uchylisz nam rąbka tajemnicy, jacy są bohaterowie. ;>
    [ich-liebe-bvb]

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale zgadłam? Arsenal? Czy może jednak Chelsea, Tottenham, Fulham, West Ham, itd? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. po pierwsze dziękuję, bo się po Twoim komentarzu troszkę zmotywowałam i... zapraszam na usiolandia.blogspot.com :*
    po drugie... jak coś napiszesz to ja mam ochotę posłać w cholerę te moje wszystkie blogi. Uwielbiam to. Tak! Jeśli to będzie Jack, to chyba padnę. Umrę w butach. Buziak!

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja Ci jeszcze spamem polecę, ale dzisiaj spłodziłam w wielkich bólach siódmy rozdział na Uzależnionej od Tytonia :)
    http://www.liefde-wera-tytonn.blogspot.com Zapraszam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no, prolog genialny. Mowilam juz ze uwielbiam twoj styl? Ahh, naprawde tak sie wciagnelam w ten prolog ze moglabym go czytac w kolko. Jestem cholernie ciekawa jacy to beda bohaterzy ale przeczuwam ze Szczesny ;) tak mi sie wydaje xd czekam na nowosc i informuj mnie ;*
    /inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiam i kłaniam się nisko.
    Nie mogę wyrazić słowami jak bardzo zaintrygowałaś mnie swoim pomysłem. Nie da się zaprzeczyć, że pozostawienie anonimowości niezmiernie się do tego przyczyniło. Ale nie pastw się już nad nami i ujawnij ich tożsamość, proszę ;)
    Nieprawdopodobne jak potrafisz oddziaływać na czytelnika swoimi słowami, czekam z niecierpliwością na kolejny wpis ;)
    zapraszam na epilog.
    http://the-smell-of-london.bloog.pl/
    milena. + niedługo pierwszy rozdział na karmisz-zludzeniami.

    OdpowiedzUsuń